BYLI WYCHOWANKOWIE SALEZJAŃSCY I MATURZYŚCI ZDOMINOWALI AKCJĘ ZOSTAŃ W DOMU I POWSPOMINAJ! 😍 Ogromnie się cieszymy 😊Dziś swoimi wspomnieniami dzieli się z nami Marysia Miś – zeszłoroczna maturzystka!😊🌸
Spędziłam w szkole salezjańskiej 1️⃣2️⃣ lat. Jestem tej szkole wdzięczna za każdy spędzony w niej dzień. Choć czasem nie było łatwo, czasem nawet lały się łzy – ale to tam spędziłam lata, o których w przyszłości będę mogła powiedzieć „za moich czasów”.
Żeby opisać wszystkie moje najlepsze wspomnienia, na pewno nie wystarczyłby jeden post. Spoglądając dziś na, stojące na półce, pamiętniki z lat szkolnych pomyślałam, że to niemożliwe, aby z tych pięciu, w pełni zapisanych zeszytów wybrać jedno wspomnienie…
Choć konkurencja była duża, postanowiłam opowiedzieć Wam dzisiaj o tym, jak, wspólnie z moimi kolegami i koleżankami, wystawiliśmy nasz ostatni spektakl „Pan Jowialski”🎭. Jednak muszę tu wtrącić, że największą konkurencją dla tego wspomnienia były niezapomniane chwile z kółka krawieckiego📍✂️👗 (z tego miejsca przesyłam serdeczne buziaki dla pani Lidki i wszystkich, którzy do dzisiaj przychodzą do naszej pracowni, by na jedną chwilę stać się prawdziwymi projektantami :)).
„Pana Jowialskiego”🎭 wystawialiśmy właściwie w gronie humanistów, z pomocą jednego kolegi mat-fiza. Już sam wybór sztuki był trudny… Wahaliśmy się długo, czy chcemy wystawić coś tragicznego, by zakończyć szkołę z patosem, czy wolimy może jakiś pokręcony teatr absurdu – równie szalony jak my :)… Stanęło jednak na komedii i to na prawdziwej klasyce. „Pan Jowialski”, autorstwa Aleksandra Fredry, ma tak przewrotną fabułę, że z początku sami się w niej gubiliśmy. W jednej chwili byliśmy w domostwie pana Jowialskiego, a w kolejnej w królestwie Tambambuktuhan. Spędziliśmy w tej niezwykłej krainie wiele godzin, pełnych najszczerszego śmiechu, ale też ogromnego wysiłku – dwoje z nas do premiery zdążyło kompletnie osiwieć!
Premierę planowaliśmy na początek roku, ale gdy matura zaczęła dawać się we znaki, próby LGT stały się świetną wymówką, by do późnego wieczora siedzieć w szkole, w świetnym towarzystwie i wygłupiać się na scenie… A jeśli już próba dobiegała końca, to długo nam zajęło, zanim rozeszliśmy się do domów. Zawsze najtrudniejsze na próbach było ich zakończenie… Jednak kiedy wszystkie sceny były już kilkakrotnie przegrane, a stroje przymierzone nie dało się znaleźć pretekstów, żeby spędzić kolejną godzinę w sali nr 2…
Choć humany zwykle są rozszerzeniem, to nasz rocznik otrzymał w klasie maturalnej miano skurczenia humanistycznego i może to wytłumaczy, dlaczego mieliśmy tak ogromny problem z nauką tekstu. Twierdziliśmy, że przez zadania domowe i tą szalenie trudną matematykę (pamiętajcie humaniści – zawsze chodzi o matematykę 😉 ~ joke alert) nie mamy czasu na naukę ról. Prawda jednak była dla każdego oczywista – nikomu z nas nie spieszyło się do premiery, bo to oznaczałoby koniec naszej teatralnej przygody.
Po wielu trudnościach i łzach, których nikt z nas chyba nigdy nie zapomni, udało nam się nareszcie wystawić „Pana Jowialskiego”. Emocje, towarzyszące nam podczas premiery, są nie do opisania. Nie było to dla nas tylko szkolne przedstawienie. Był to kres długiej drogi, którą wspólnie przeszliśmy – idealne zwieńczenie naszych humanistycznych przygód!
Na początku pierwszej klasy liceum nikt z nas nie przypuszczał, że staniemy się dla siebie przyjaciółmi, ale teraz – gdy z nostalgią przeglądam scenariusz „Pana Jowialskiego”, z naniesionymi ręcznie poprawkami i zakreślonymi kwestiami Szambelanowej – jest dla mnie oczywiste, że do końca życia zapamiętam moich drogich humanistów. Sama nie wiem, co tak naprawdę nas ze sobą złączyło i co sprawiło, że każdego dnia byliśmy dla siebie oparciem i inspiracją. Moje humany to ludzie, na których zawsze mogłam (i do dzisiaj mogę) liczyć, którzy wysłuchają moich wątpliwości i przemyśleń, ale też tacy, którzy razem ze mną będą śmiać się do łez, podczas bitwy na cytaty! 🙂 Dziękuję im za to z całego serca!
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie mówię tylko o moich rówieśnikach… Nasz profil był taki, jaki był również dzięki tym, którzy przekazywali nam wiedzę. Nie byli oni tylko nauczycielami, ale częścią nas – pozwolili byśmy uczyli się od nich nie tylko tego, co w podstawie programowej. Mogliśmy naprawdę ich poznać i nauczyć się ich, a oni nauczyli się nas. Dlatego ślę teraz serdeczny i pełen wdzięczności uśmiech do naszych kochanych pani Latos, pani Kukorowskiej, pana Drobnika, a przede wszystkim do naszej wychowawczyni – pani Agnieszki Maląg 🙂 A dla Was, koleżanki i koledzy, mam radę – naprawdę korzystajcie z tego czasu, który możecie spędzić w gronie szkolnych znajomych. Róbcie dużo zdjęć, żeby mieć co wspominać i pielęgnujcie swoje relacje, żeby nie skończyły się wraz z ostatnim dniem szkoły 🙂
Link do spektaklu LGT ➡️



